Zapiekanka z łososiem i warzywami

Zapiekanka z łososiem i warzywami

Na obiad przychodziły przyjaciółki. Poza zupką z dyni trzeb było zaserwować im coś treściwego. Bo tak jak ja uwielbiają jeść. Padło na delikatnego łososia. Mam nadzieję, że im smakowało. Bo mnie bardzo.



Składniki:

500 g filetu z łososia
360 g śmietany 18%
3 łyżki pesto z bazylii
6 średnich ziemniaków
2 łyżki masła
parmezan
brokuły
olej
sól
pieprz

Ziemniaki obieramy i gotujemy w lekko osolonej wodzie. Gdy delikatnie zmiękną odcedzamy i odstawiamy do wystygnięcia. Filet z łososia oczyśczamy dokładnie z ości. W misce zalewamy jedną łyżką oleju i doprawiamy solą i pieprzem. Odstawiamy na kilkanaście minut, Po tym czasie wkładamy go na blaszce pokrytej papierem do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na około 15 minut. 

Śmietanę mieszamy z trzema łyżkami pesto. Brokuły gotujemy przez 4 minuty w lekko osolonej wodzie i odcedzamy. Kiedy ostygną dzielimy je na małe różyczki. 

Zapiekankę komponujemy w naczyniu do zapiekania. Ziemniaki kroimy w plasterki i układamy na dnie naczynia. Na to nakładamy podzielonego widelcem łososia i zasypujemy brokułami. Wszystko zalewamy śmietną i delikatnie posypujemy serem. Czynność powtarzamy aż to wierzchu naczynia. 

Na koniec troszkę obficiej zasypujemy danie serem i na koniec kładziemy małą łyżeczką masło w kilku miejscach tak by delikatnie się rozpuściło w czasie zapiekania. Wkładamy zapiekankę do piekarnika na 25-30 minut w temperaturze 180 stopni. 



Smacznego!
Zupa dyniowo marchewkowa

Zupa dyniowo marchewkowa

Nie mogłam nie kupić dyni, gdy zobaczyłam ją na jednym ze stoisk targowych. Plan był na makaron z dynią i on pod postacią sałatki powstał TU. Ale cała dynia nie została na to zuyżta, tak więc postanowiłam zrobić zupę. Bo akurat zaczęło padać, a taka zupa idealnie smakuje na deszczowe dni. Dziś słonecznie, ale przecież zupa to zawsze dobry początek obiadu. A jak wiadomo ja lubię jeść. 



Składniki

0,5 małej dyni hakkaido
2 marchewki
1 cebula
1 łyżka mielonego kuminu
0,5 łyżeczki mielonego imbiru
1 szklanka bulionu
szczypior
sól
pieprz
olej
cytryna



Dynię kroimy na pół i wyrzucamy pestki. Resztę obieramy ze skórki (skórek nie wyrzucamy) i kroimy na niewielkie fragmenty. Wkładamy do miski. Dodajemy łyżkę oleju, solimy delikatnie i dodajemy kumin. Wszystko dokładanie mieszamy ręką by przyprawy dokładnie przyległy do dyni. Rozgrzewamy piekarnik na 180 stopni i na blaszce pokrytej papierem pieczemy dynię przez około 25 min. aż lekko zmięknie. 

Marchewki obieramy i kroimy na cztery części. Delikatnie kropimy olejem i wkładamy do piekarnika na około 30 minut. 


W tym czasie pozostawioną skórkę kroimy na cienkie paseczki. Na patelni rozgrzewamy dwie łyżki olieju i wrzucamy poskiekaną skórkę. Delikatnie ją przysmażamy. Przekładamy na papier kuchenny i odsączamy z tłuszczu. Skrapamy 3-5 kroplami cytryny.

Cebulę kroimy w drobną kostkę i delikatnie szklimy na oleju w garnku w którym ugotujemy zupę. Upieczone warzywa wrzucamy do garnka i zalewamy wodą (około 0,5 szklanki). Kiedy woda delikatnie się zagotuje dodajemy bulion. Wszystko dokładnie blendujemy. Kiedy zupa jest już gęstym kremem doprawiamy solą i pieprzem do smaku. 



Zupę przelewamy do miseczek i podajemy z posiekanym szczypiorem i usmażoną skórką z dyni. Opcjonalnie można też dodać kuskus. 



Smacznego!
Domowe suszone pomidory

Domowe suszone pomidory

Może i długo trwa ich przygotowanie, może to i nie jest opłacalne tyle godzin grzać piekarnik. Może i w tym czasie możnaby upiec parę ciast. Ale smak przygotowanych przez siebie pomidorów i satysfakcja z gotowego słoika wygrała u mnie i przygotowałam swoje zapasy suszonych pomidorów. 



Składniki:

4 kg pomidorów Lima*
4 listki laurowe
2 łyżki oleju
oliwa z oliwek
sól - 0,5 łyżeczki
pieprz - szczypta
cukier - szczypta
zioła**

Pomidory dokładnie myjemy i dzielimy na ósemki. Przekładamy do miski. Zalewamy około dwoma łyżkami oleju. Dodajemy sól, pieprz i szczyptę cukru. Dodajemy pokruszone liscie laurowe i kładziemy na blachę wyłożoną papierem. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 105 stopni i suszymy przez około 6-8 godzin***

Gotowe pomidory nadają się od razu do zjedzenia. Jeśli chcemy zachować je na dłużej, w przygotowanych słoikach ciasno układamy pomidory i zalewamy oliwą z oliwek.





*Ja użyłam pomidorów Lima, ale inne też się nadają :)
** możemy dodać np. zioła prowansalskie
*** Wszystko zależy od wielkości pomidorów, ilości oraz od siły piekarnika (mój jest akurat dość stary) dlatego należy co jakiś czas kontorlować suszenie się pomidorów i wyjąć je nawet przed czasem jeśli już są gotowe.



I na koniec dodam, że suszyłam pomidory na dwie tury. W całości powstało 3 słoiki, może to niewiele, ale radość jest wielka :) 



Powodzenia i smacznego!
Pasta na kanapki z jajkiem

Pasta na kanapki z jajkiem

Śniadanie to podstawa każdego dnia. Bez niego staram się nie wychodzić z domu. Najbardziej i najprościej jest przygotować pastę na kanapki. Pasty są treściwe, możemy jeść je przez kilka poranków z rzędu i przede wszystkim jest w nich bogactwo składników.



Składniki:

3 ugotowene na twardo jajka
2 łyżki siekanego szczypiorku
1 łyżeczka chrzanu
1 łyżeczka majonezu
1 łyżeczka jogurtu naturalnego
4 rzodkiewki
2 ogórki kiszone
sól
pieprz

Ugotowane jajka obieramy i dokładnie rozgniatamy w miseczce. Dodajemy posiekany szczypiorek i posiekane na drobną kostkę rzodkiewki oraz ogórki. Łączymy wszystko za pomocą chrzanu, majonezu i jogurtu. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku. 



Pastę nakładamy na kanapki. Ja dołożyłam do tego jeszcze na wierzch ogórka kiszonego. Bo uwielbiam!

Smacznego!
Sałatka z kuskusu, dyni i brukselki

Sałatka z kuskusu, dyni i brukselki

Podobno kobiety uwielbiają kupować buty. Nie zgadzam się z tym. Ja najlepiej czuję się na targu kupując warzywa. Wolny dzień musiał rozpocząć się więc od wycieczki po świeżości z pól i ogródków. Za to potwierdzam, że kobety świetnie gotują. A przynajmniej ja robiąc taką sałatkę.
Poza tym podpisuję się rekami i nogami pod słowami Magdy Gessler że prawdziwego kucharza inspiruje poranny targ. Tak więc z planu "zapiekanka z brukselką" po paru minutach buszowania między stoiskami zamieniłam to wszystko na sałatkę z kuskusem. 



Składniki

0,5 szklanki kuskusu.
15 świeżych brukselek
0,5 małej dyni hokkaido
3 łodygi młodego szczypioru
8 liści młodego szpinaku
3 ząbki czosnku
1 łyżeczka mielonego kuminu
0,5 papryczki chilli
sól
pieprz
olej
cytryna

Dynię kroimy na pół i wyrzucamy pestki. Resztę obieramy ze skórki i kroimy na niewielkie fragmenty. Wkładamy do miski. Dodajemy łyżkę oleju, solimy delikatnie i dodajemy kumin. Wszystko dokładanie mieszamy ręką by przyprawy dokładnie przyległy do dyni. Rozgrzewamy piekarnik na 180 stopni i na blaszce pokrytej papierem pieczemy dynię przez około 25 min. aż lekko zmięknie. 

Swieżą brukselkę obieramy z pierwszych listków i odcinamy końcówki, Kroimy je na ćwiartki i dokładnie myjemy. Wrzucamy do gotującej się wody na około 4 minuty by lekko zmiękły. Nie trzeba solić. 

Liście szpinaku myjemy i odcinamy łodyżki. Na rozgrzaną patelnię wlewamy odrobinę oleju i wrzucamy liście. Dodajemy szczyptę soli i zgnieciony czosnek i delikatnie mieszamy. Zdejmujemy z ognia gdy liście lekko się skurczą. 

Kuskus zalewamy wodą i przykrywamy na kilka minut by nasiąknął. Kiedy jest gotowy dodajemy sok z połowy cytryny.   



Na rozgrzaną patelnię z odrobiną oleju wrzucamy posiekaną białą część szczypioru, posiekane chilli. Delikatnie szklimy. Dodajemy brukselkę i pokrojoną w kostkę dynię. Wszystko delikatnie doprawiamy solą i pieprzem. Przekładamy do miski z kuskusem i dodajemy do wszystkiego szpinak. Mieszamy. Zieloną część szczypiorku siekamy i posypujemy sałatkę. 



Smacznego!

Twój kucharz - pyszna kolacja

Twój kucharz - pyszna kolacja

Tydzień restauracyjny w Krakowie był dla mnie bardzo smaczny. To wszystko za sprawą Karoliny i Sylwka, którzy w ramach kolacji niespodzianki zaprosili mnie do Twojego Kucharza. Deszczowy wieczóra zakończył się ciepłą atmosferą w lokalu na Zabłociu. Lubię okazje do kosztowania nowych smaków. I może niektórym wydaje się, że prowadząc bloga kulinarnego zjadłam praktycznie wszystko, to niektórzy zdziwią się, że po raz pierwszy kosztowałam topinambur czy przegrzebki. I wszystko to było pyszne. 

Na przystawkę podano przegrzebki na puree z topinamburu z chorizo. Smak zaskoczył. Bałam się trochę przegrzebków, nie przepadam za owocami morza. Okazały się jednak smaczne. I chociaż sama nie będę ich przygotowywała, to może któregoś dnia w innym miejscu skuszę się na nie po raz kolejny. Przystawka okazała się sycąca i ciekawa w smaku. Pobudziła również naszą ciekawość, co do smaku głównego dania.




Na wielkim talerzu dostaliśmy kaczkę z kasztanami, szparagami, brukselką, przepyszną kaszą, marchewką i sosem truskawkowym. To dziwne połączenie smaków bardzo mnie zaskoczyło. Chciałam powoli delektować się smakiem każdego składnika, jednak chęć zjedzenia tak smacznego dania wygrała i mój talerz dość szybko stał już pusty. Zostało mi tylko tęskne spojrzenie na talerze współtowarzyszy, którzy oparli się pokusie szybkiego jedzenia. Tymczasem ja popijałam wino specjalnie dobrane do głównego dania, 


Chociaż nie jestem wielką fanką słodyczy, jednak deser już swoim wyglądem zaskoczył mnie i zaciekawił. Kokos, nasiona chia, mus mango. To było coś przepysznego. Lekki, puszysty, słodki ale nie przesłodzony. Idealnie dopełnił smaczny wieczór pozostawiając szczęście nie tylko w żołądkach.



Oby więcej takich dni, akcji kolacji, przyjaciół, nocy. Dla takich chwil warto żyć, a zmartwienia same przechodzą na drugi plan. Smacznego życia dla wszystkich!

Wpis z wielkimi całusami dla Loli i Sylwka, którzy zabrali mnie na tą smaczną kolację :)
Wrocław

Wrocław

Koniec lipca przyszło mi spędzić we Wrocławiu. I chociaż bardzo żałuję, że nie widziałam pozytywnego szaleństwa związanego ze Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie, to półtora tygodnia spędzone w innym mieście okazało się bardzo udane. Dużo jedzenia, mało snu, pozytywni ludzie, trochę pracy i wiele spacerów związanych ze zwiedzaniem. Udało się nawet raz wyjśc pobiegać o poranku.

  



















Wrocław wydaje się spokojny, ludzie pozytywni, uśmiechnięci, piękne budynki, pyszne jedzenie. Chętnie zamiszkałabym tam na dłużej. Będzie mi brakowało tego krótkiego szaleństwa. Ale czas wrócić też do gotowania, czego w hotelu nie byłam w stanie robić.

Najbardziej podobało mi się szukanie wrocławskich krasnali. Można powiedzieć że wyrastały spod ziemi niespodziewanie. Nagle odnajdywaliśmy je w kawiarniach, obok kiosku, na gzymsach, chodnikach. Były wszędzie. Szkoda, że nie wszystkie udało mi się zlokalizować. Najbardziej jednak cieszę się z odnalezienia krasnala profesora Jana Miodka. Chociaż okazało się to nie bardzo łatwym zadaniem.






Wrocławskie chodniki czuły nasze buty codziennie, niektóre wycieczki miały nawet długość 15 kilometrów. Przeszliśmy miasto w ciągu dnia, wieczorem, nocą i nad ranem. Widziałam piękny Ostrów Tumski, wdrapałam się na kościelną wieżę i Mostek Pokutnic, odpoczywałam przy pysznym piwie na barce i objadałam się rewelacyjnymi sałatkami, żeberkami, zapiekankami, lodami i ciasteczkami. I przede wszystkim dużo się śmiałam. Oby tak dalej!















Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger