Inspiracje z podróży - Salar de Uyuni

Do Uyuni docieramy o piątej rano. Zgłaszamy się do naszego kierowcy - Domingo, który przez najbliższe dni, razem ze swoją córką Marią, będzie naszym przewodnikiem po pustyni solnej. Do naszego jeapa dołącza włoszka Paula, która na szczęscie swój język przekształca na hiszpański, dzięki czemu możemy swobodnie porozumiewać się w drodze. Kilka kilometrów od miasta i już inny krajobraz. Robi się biało. Najpierw docieramy na cmentarzysko pociągów, które lata temu woziły sól z pustyni. Teraz stoją zardzewiałe i zapomniane stoją i czekają na zdjęcia.





Potem rozpoczyna się podróż przez totalną biel i pustkowie. Pora deszczowa w której podróżowaliśmy po raz pierwszy przyniosła pozytywne efekty, cała pustynia wyglądała jak jezioro, odbijając niebo od tafli wody sprawiała wrażenie jakby nie miała końca. Śpimy w domach zbudowanych z soli, Wysokość, na której się znajdujemy jest czasami nie do zniesienia, ale widoki wsztstko nam rekompensują. Pustynia Solna, potem pustynia Salvadora Dali, laguny pełne flaminów, lamy, alpaki, rosnąca dziko quinoa, gorące źródła. wyspa kaktusów. Na powierzchni którą zjeździlismy przez cztery dni kryły sie nizwykłe widoki i emocje. Pytanie: czego chcieć więcej od życia? 

Nie ma zasięgu, telewizji, facebooka (choć nie pamiętam czy wtedy już miałam tam konto). Jest tylko przestrzeń, dary natury, ludzie i pelny relaks umysłu. Polecam każdemu.









dowód na naszą obecność tam: Kasia, Gosia, ja, Madzia i Monika :)

w takiej scenerii odpoczywać - dziękuję dziewczyny :*


Co można powiedzieć o jedzeniu na pustyni? Nie wiem jak robiła to Maria, ale nie mogliśmy skończyć tego co przygotwała. Wszystko było tak pyszne, świeże i bogate w smak słońca, że moglibyśmy jeść całymi dniami. Najlepsza zupa jarzynowa jaką jadłam w życiu, zjedzona została na ostatnim postoju. Pyszne ziemniaki, warzywa. Zero mięsa - bo skąd mielibyśmy je wziąć na pustyni?

nasi nowi znajomi z Rosji jadą przed nami

czas na obiadek

gejzery wczesnym rankiem

największa wysokość na jaką dotarłam - ciężko było!

jedni się grzeją, a inni marzną







akurat trwał karnawał - zwięrzęta również przystrojone jak należy

komosa ryżowa w warunkach naturalnych

nasz słony hotel


Wracamy przec Chile. Plus taki, że możemy zobaczyć piękne miasteczko San Pedro de Atacama, tam dowiadujemy sie, że Machu Picchu lekko ucierpiało przy powodzi, a turystów ewakuują helikoptery. Szybko preparujemy maile do rodziny i znajomych, że my już dawno jestśmy daleko od tego miejsca. 



Minus taki, że granica Bolwii z Chile jest dość szczelna (z uwagi na przemyt narkotyków) ale też nie można przewozić drewna czy fragmentów ziemi na butach. Na szczęście pamiętałyśmy o tym wybierając pamiątki z podróży. 

Czas przygotować kolejną wyprawę :)

3 komentarze:

  1. cudowne zdjecia i cudowne wspomnienia. czytam bo za dwa miesiace tez tam bedziemy. wlasnie jestem na etapie planowania :D

    OdpowiedzUsuń
  2. a powiedz prosze, czy jak dojechaliscie do uyuni tym nocynm busem to od razu mieliscie jakies biuro ktora was zabralo na wycieczke jeepami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam to miejsce szczerze, aż zazdroszczę Ci że tam będziesz, bo sama chętnie bym wróciła :) My kupiłysmy pakiet juz w LaPaz dzięki czemu i autobus do Uyuni i dżipa miałysmy zapewnionego od razu a wyszło niewiele drożej. Ale jest też opcja wykupienia go tam na miejscu natomiast dojechać musisz autobusem lokalnym z LaPaz (nie orientuje sie w cenie ani w rozkładach) natomiast wykup takiego pakietu w Boliwii jest łatwiejszy :) w razie czego pisza na skrzynkę -udzilę Ci więcej informacji

      Usuń

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger