Inspiracje z podróży - Arequipa

Czas w Limie minął szybko, ale i miasto to nie było głównym celem naszego podróżowania. Jadąc na lotnisko, taksówkarz tak ucieszył się, że wiezie ludzi z Polski, że postanowił zadzwonić do swojej żony i pochwalić się, że wiezie...rodzinę papieża. Potem już na lotnisku cały czas życzył nam powodzenia i cieszył się, że spotkał tak odważnych ludzi. To kazało nam zastanowić się, czy linie lotnicze, które wybrałyśmy do podróżowania między miastami są bezpieczne. Tym śmiesznym wydarzeniem pożegnaliśmy stolicę. Lot to Areguipy był szybki i przyjemny. Przywitało nas miasto zupełnie odmienne od Limy. Niskie budynki, kolorowe domy, uśmiechnięci ludzie i pełno słońca. Raj. 

Arequipa nocą

Co ciekawego można zobaczyć w Arequipie? Przede wszystkim Plaza del Armas - czyli główny plac, wokół którego rozrasta się całe miasto, muzeum mumii, gdzie można zobaczyć trzy zamarznięte dziewczynki sprzed setek lat, złożone w ofierze bogom (trochę mroczna atrakcja) oraz skosztować najsłynniejszego przysmaku Peru - świnki morskiej.

Kto miał takie zwierzątko w domu, nie polecam nawet zaczytywać się w menu lokalnych knajp - bo większość posiada zdjęcia potraw. Danie jak by to ująć nie zachwyca europejczyka. Świnki podaje się z głową i łapkami, a dopiero potem dzieli na talerzu. Trzeba było nie lada odwagi, żeby w ogóle dotknąć tego mięsa. Czy polecam? Smakuje jak kurczak, jeść się tym nikt nie naje. Dla nas cena jednej świnki jest niska, dla Peruwiańczyków to spory wydatek.. Tak więc rarytas, coś co je się rzadko ale za to z zachwytem. Myślę, że bardziej z Arequipy zapamiętam danie pollo saltado, które odtworzę na blogu.



Co jeszcze? Klasztor św. Katarzyny, miasto w mieście, pełne kolorowych domów, zakamarków, ogrodów. Warto przez chwilę spacerować w takim miejscu. 

w klasztorze

schody, a z dachu widok na całe miasto

klasztorna kuchnnia

Arequipa to nie tylko miasto, ale przede wszystkim punkt wyjścia do Canionu Colca, najgłębszego kanionu na świecie. I jeśli komuś wydaje się, że zejście do kanionu nie może być wielkim wyczynem to dementuję. Bardziej męczące jest schodzenie, schodzenie, schodzenie....ciągłe schodzenie. Ale na dnie czeka raj. Więc warto. Potem tylko trzeba sobie uświadomić, że o poranku trzeba wyjść w górę. Da się! Piękna wyprawa. Jest co wspominać. No i te widoki. A spotkanie z latającym nad głową kondorem? Niezapomniane wrażenie, nawet nie spodziewałam się, że te ptaki faktycznie są tak ogromne. I piękne!

w drodze do Kanionu

wszędzie, ale to wszędzie możemy zaopatrzeć sie w podstawowe produkty 

kondor

my zwiedzamy inni pracują

bez przewodnika ani kroku - Pepe

zwycięstwo
nie wszędzie dojedzie auto

Willson wersja Kasi 

dobre buty to podstawa

już na szczycie

wschód nad kanionem

Alpaki - wszędzie alpaki

Wyprawa ta poza wspaniałymi widokami przyniosła nam także wspomnienia pysznego jedzenia. Zupa ugotowana przez przewodników, jedzona w praktycznie totalnych ciemnościach (bo przecież tam na dole prądu nie ma), pyszny makaron i jajecznica na śniadanie. Będę ją pamiętać do końca życia, nie wiem czy faktycznie była taka pyszna czy zwyczajnie w totalnym zmęczeniu miałam wrażenie, że jem pokarm bogów. Było pysznie! Jak zawsze!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger