Londyn, jedzenie i Jamie Oliver

Londyn stał się powoli historią. Nawet nie wiem kiedy minęło te siedem miesięcy. Czas wypełniony pracą, ale przede wszystkim jedzeniem, piwem i doborowym towarzystwem. Z łezką w oku będę wspominała wyprawy do Srok, Wiliama, Hindusa czy wypady do Londynu. No i nasza firmowa stołówka, która codziennie serwowała obłędne jedzenie. Ostatnia garść wspomnień i idę gotować dalej. 

















Nasze wypady do centrum Londynu były dwojakie. Jeśli zostawaliśmy na weekend w Anglii, sobota lub niedziela poświęcona była na zwiedzanie. Jeśli w ciągu tygodnia udało się nam w miarę normalnie wyjść z pracy, szybicutko przedostawaliśmy się na terminal i śmigaliśmy do kuchni Jamiego Olivera. Miłością do jego potraw zapałaliśmy już w poprzednim roku, nie mogło więc zabraknąć nas tam także w tym roku. Poza tym po ciężkim dniu zawsze warto było wybrać się na krótką wycieczkę. Relaks z pysznym jedzeniem mieliśmy więc zagwarantowany.















Pozostają tylko wspomnienia. Gry w kalambury do rana, bieganie za autobusem, terminale, które znamy na pamięć jak Kraków i przekonanie, że to były udane miesiące. I kto by pomyślał, że byliśmy w pracy? :) 


i nawet ja załapałam się na zdjęcie :) jak zawsze po drugiej stronie aparatu :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger