Notting Hill i tajska kuchnia

Wszystko zaczęło się w piątek od obejrzenia w hotelowym pokoju hitu z Julią i Hugh. Końcową scenę musieliśmy obejrzeć na you tubie, bo wersja którą posiadaliśmy nie miała zakończenia. Nie zraziło nas to w podjęciu wycieczki do osławionej części Londynu. Sobota zapowiadała się więc turystycznie. 




Na początek zgarnęliśmy kolegę z przystanku, szybko dał się namówić, że zwiedzanie dzielnicy śladami romantycznej komedii to lepszy pomysł niż samotna sobota w muzeum. Potem wstąpiliśmy do pubu na kawę i piwko, bo gdzieś na świecie wybiło już południe. 




Odnalezienie słynnych drzwi, za którymi kryło się mieszkanie Willa zajęło nam trochę czasu, mimo że posiadaliśmy przewodnik. Księgarni na rogu nie ma, ale znalazłam inną z książkami tylko i wyłącznie kucharskimi. Targ na Portobello Road urzekł nas za to w całej swej okazałości. Przede wszystkim uliczne jedzenie, które kusiło by kosztować smakołyki z całego świata. Niestety z powodu niesprzyjającej pogody obiad postanowiliśmy zjeść w środku. Padło na przypadkową tajską knajpkę, która chociaż w środku stylizowana na amerykański bar szybkiej obsługi okazała się posiadać przepyszną kuchnię. 















Idąc śladami Willa i Anny mieliśmy okazję zwiedzić bardzo urokliwą dzielnicę, kolorowe domy, ciekawi i interesujący ludzie, którzy byli ich mieszkańcami, albo tak jak my turystami przyciągali uwagę. Zapachy, głosy, nawet deszcz padający na nas co chwilę sprawiały, że zakochaliśmy się w tym miejscu. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do pubu na jedno piwko. Skończyło się na wielogodzinnej grze w Tabu, a potem spacerze w ulewie. Mimo, że do pociągu dotarliśmy przemoczeni wycieczka była tego warta.  






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger