Vive la France!

Od dawna czekałam na wakacje. Udało się wycisnąć w pracy trochę wolnego i rzutem na taśmę kupić bilety na Lazurowe Wybrzeże. A tam to już tylko słońce, dobre jedzenie i szczęście. To był cudowny czas relaksu, smaków i widoków. Dlatego też zebrałam w pięciu punktach dlaczego warto odwiedzić południe Francji. Tak więc zaczynamy:

1. Jedzenie

We Francji spodziewałam się ślimaków, żabich udek i zupy cebulowej. Okazało się szybko, że ta część kraju kulinarnie kłania się Włochom. Tak więc wszędzie można było spotkać lokale w których serwowano wyśmienitą pizzę i przepyszne makarony. Do zestawu należy dorzucić pyszne mule, krewetki i ryby. Nie byłabym sobą, gdybym tego wszystkiego nie kosztowała. Na deser zaserwowałam sobie także pyszne lody o smaku makaroników. Natomiast w walize przywiozłam poza oliwą i ziołami prowansalskimi, sole pachnące lawendą czy cytryną. Nie zabrakło także serów, tych twardych, bardziej włoskich, tych lekko pachnących pleśnią i tych już prawie niebieskich w środku. 

Na wczesny lunch idealnie sprawdziły się crapes - czyli francuskie naleśniki, a na kolację do każdego rodzaju serów dopasowywaliśmy francuskie wina. 























2. Miasta i miasteczka

To co najbardziej zachwyciło mnie w budynkach to wszechobecne okiennice i markizy, które zdobiły każde mieszkanie od kamienicy po wysokie bloki. Urocze domy, zadbane, kolorowe. Piękne karuzele, wyglądające jak relikt XIX wieku umożliwiły mi spełnienie marzeń z dzieciństwa i przejechałam się na wielkim koniu w rytm wesołej melodyjki. Miasta urzekały wąskimi ulicami, wysokimi budynkami, uroczymi sklepikami z lawendą, winami, oliwami, czekoladami, ziołami, herbatami czy mydłami. Aż chciało się kupować wszystko. 

Promenada w Nicei, stare miasto, uliczki Antibes, Monte Carlo, kasyna, sklepy, restauracyjki, to wszystko warte było obejrzenia. Cieszę się, że tam byłam.






















3. Morze

Tu chyba nie ma wiele do napisania. Woda jeszcze nie zachęcała mnie do kąpieli, chociaż wielu śmiałków pluskało się w wodzie. Słońce natomiast dopisało, dlatego też parę godzin na plaży to był idealny relaks. A kiedy nie chciało się chodzić po piasku zawsze można było wstąpić do przybrzeżnej knajpki na kawę lub piwko, albo zejść do portu podziwiać jachty. Ach! taki jacht mieć, to marzenie!








4. Atrakcje

Czasu nie było wiele, na szczęscie udało się nam zobaczyć kilka miejsc. Muzeum oceanograficzne w Monako odsłoniło przed nami morskie życie. Tak więc pierwszy raz na oczy widziałam przepiękne meduzy, groźne piranie czy rekiny. Widok z tarasu na morze zapierał dech w piersiach. 
W Marinelandzie za to mogliśmy podziwiać pingwiny, foki, a także obejrzeć delfiny i orki. I chociaż serce krajało się, że te zwierzęta żyją w zamknięciu (choć uważam, że poza niedzwiedziem polarnym wszystkie zwierzęta miały bardzo dobre warunki) to pokaz który przedstawiono był imponujący.

A może rzucić to wszystko i jechać ratować orki....? 








5. Ziemia z lotu ptaka

Tej atrakcji chyba nikomu, kto kiedykolwiek oderwał się od ziemi nie trzeba reklamować. Piękne widoki, Alpy, które ośnieżonymi szczytami urzekały, wybrzeże łączące lazurowe morze z brzegiem, zakecanie nad wodą, lądowanie z wrażeniem, że nie ma pod nami ziemi tylko morze...chcę przeżyć to jeszcze raz!

I Kraków też śliczny z samolotu!





Teraz do listy zadań dopisać należy obejrzenie paru francuskich filmów, nauka języka i planowanie kolejnego wypadu. Oby był tak samo smaczny jak ten. A po świętach powrót do kuchni!

2 komentarze:

  1. Nigdy nie byłam fanką Francji, ale zawsze chciałam zobaczyć Lazurowe Wybrzeże... Następnym razem pakuję się z Tobą 😊😊😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobra, będzie więcej walizek na przywiezienie serów :)

      Usuń

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger