Urodzinowo



Jak co roku dziwię się, że niektóre rzeczy przychodzą tak szybko. Najpierw zaskoczyła mnie Wielkanoc, potem niekończąca się zima, wiosenne upały i letnie burze. A tu nagle okazało się, że znów mam urodziny. Mogłam się była tego spodziewać, bo zdarzają się cyklicznie, ba nie są świętem ruchomym i zdecydowanie powinnam przyzwyczaić się do tego dnia. Ale nie, bach! Wstałam i okazało się, że jestem o rok starsza, co nie oznacza bardziej zorganizowana czy dojrzalsza.

Mogłam podejrzewać, że urodziny są blisko, kiedy parę osób delikatnie podpytywało mnie co chciałabym dostać w prezencie. Ja oczywiście wtedy nerwowo rozglądałam się za choinką, bo zaczynałam przypuszczać, że przespałam spory szmat czasu i nadeszło Boże Narodzenie. Potem na wspólnym przyjacielskim czasie wywiązała się dyskusja o prezencie dla mnie i już chciałam wziąć w niej udział, już chciałam dorzucić trzy grosze. A kiedy dziewczęta zaczęły wycofywać się nomen omen rakiem, jakoby pomyliły czaty chciałam powtrzymać je wyciągając wirtualną rękę, łapkę czy co tam jeszcze można i dać im radę w sprawie prezentu. Nie udało się!



Leżąc w łóżku i nasłuchując powstające w ciemności zmarszczki zrobiłam listę prezentów. Wiecie, taki MUST HAVE o którym marzy każdy miłośnik kuchni i kobieta w moim wieku 18+

Tak oto powstało 5 rzeczy które warto mi kupić i z których będę się cieszyła bardziej niż beduin z nowego wielbłąda:

1. Sklep z pięknym sprzętem gospodarstwa domowego - żebym mogła dotykać sobie te wszystkie dizajnerskie rzeczy - tak dotykać!! Nie ma nic przyjemniejszego niż możliwośc posiadania tych wszystkich foremek do ciasteczek, ładnych garnków, desek do krojenia w każdym możliwym kształcie i rozmiarze, fartuszki, rękawice, brytfanny...sklep oczywiście by na siebie nijak nie zarobił, bo nie sprzedałabym ani jednej rzeczy, ale byłby mój! Cały mój!

2. Samozapełniające się szafki - żebym już nie musiała dźwigać kilgramów mąki kiedy z ciężką torebką wracam z pracy. Kiedy w nocy najdzie mnie pieczenie ciastek żebym pod ręką zawsze miała śmietankę i nie musiała tuptając nerwowo czekać do poranka i otwarcia pierwszego osiedlowego sklepu - tak bo do całodobowych mam jednak za daleko!

3.  Kolacja z Jamiem Oliverem - ok, to jest najbardziej do zrobienia, ale wiecie, chciałabym żeby on przyszedł do mnie i mi tą kolację zrobił. Bo chciałabym zobaczyć jak w mojej ciasnej małej kuchni, w trzydziestostopniowym upale, w czasie zachodu kiedy przy piekarniku czujesz się jak w saunie, Jamie robi trzy dania w trzydzieści minut. No dobra, pomogłabym mu i nawet pozmywałabym naczynia. W końcu to Jamie!

4. Możliwość ugotowania obiadu z Moniką Geller - Bing dla całej paczki Przyjaciół - najlepiej w ich nowojorskim mieszkaniu. Kiedy kroiłabym cebulę Phoebe grałaby na gitarze piosenkę o kocie, Chendller tańczyłby w swoim stylu, Ross raczyłby mnie opowieścią o dinozaurach, a Joey pytałby wciąż: how you doin? No i jeszcze Rachell, ona siedziałaby na sofie a ja zazdrościłabym jej fryzury!

5. Bardzo duża kuchnia, gdzie mieściłabym wszystkie sprzęty, które używam do pichcenia. Oczywiście to misałaby być naprawdę wielka kuchnia bo mieściłby się w niej ogromny stół przy którym mieściłoby się przynajmniej piętnaście osób. Oczywiście do tej dużej kuchni musiałby prowadzić duże drzwi ogrodowe, by czasem ten duży stół wynieść na słońce i biesiadować na ogromnym ogrodzie przy grillu. Ot takie małe marzenie!



Wszystkiego najlepszego dla mnie samej! :) 

1 komentarz:

  1. Wszystkiego NAJ-smaczniejszczego :)
    I z urodzinami tak juz jest, im wiecej sie ich ma za soba tym kolejne bardziej niespodziewanie nadchodza :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger