Warszawa

Kto mnie chociaż trochę zna wie, że nie odpuszczę okazji do zakupienia dobrej książki. Skoro więc w Warszawie na Stadione Narodowym miały odbyć się Targi Książki, musiałam tam pojechać. W tej podróży nie tylko po literaturę towarzyszyła mi niezastąpiona Ania J. która dzielnie dreptała ze mną po stołecznych ulicach. 

Śmiało mogę powiedzieć, że w ciągu tych trzech dni byłyśmy mistrzyniami okrążania miejsc do którch zmierzamy. Idąc  okrążyłyśmy nie tylko cel podróży, ale także milion razy Pałac Kultury i Nauki, estakadę, skrzyżowanie i...schody ruchome. Tak więc śmiało mogę powiedzieć, że 20 kilometrów w sobotę, mogłoby nie mieć miejsca, gdyby nie moje zaćmienie w kwestii czytania map (czego wcześniej nigdy nie doświadczyłam)!





Podróż rozpoczęła się iście hipstersko. Na Nowym Świecie zjadłyśmy przepysznego burgera w Beef'N'Roll by potem wylądować w Cudach na kiju, gdzie wypiłyśmy świetne piwo. I choć nasz pokój w hostelu miał niefortunną lokalizację, tak iż myślałyśmy że śpimy w centrum imprezy, udało się pierwszej nocy zregenerować siły. 




Drugi dzień to nie tylko spacer zdłuż i wszerz, ale także pyszne śniadanie w Charlotte Menora, które trzymało nas do późnego wieczora. Na targi dotarłyśmy w sam raz by ulokować się w kolejce po autograf od Charlotte Link. Wstąpiłyśmy do niezawodnego Wydawnictwa Czarnego, Dowodów na Istnienie, gdzie przebywał akurat spoufalony z Anią Mariusz Szczygieł, oraz upolowałyśmy super torbę na kolejne ksiązki. Wracając nie było już sił na nic, a czekała nas jeszcze wystawa Dali kontra Warhal, która przekonała nas, że jesteśmy fankami tego pierwszego. A w jego wypowiedzi: Podstawą wszelkich zwyciestw jest ubranie zgadzam się w stu procentach! Przed snem (chociaż w warunach tego hostelu, pełnej imprezy było to raczej ciężkie czekanie na poranek) udało się nam zjeść grula, czyli ziemniaka z sosem z kurczakiem i porem. 










Na niedzielę zostało śniadanie w Między bułkami i podróż przez Hożą i Marszałkowską na Halę Koszyki. Tam miałyśmy zjeść obiad, ale dobre śniadanie, upał i spacer wzmocniły nas na tyle, że niedzielną przekąską okazały się belgijskie frytki pod, okrążonym przez nas przyjacielu, Pałacu Kultury i Nauki. 






Już szykujemy kolejną podróż. Już mam ochotę na poznanie kolejnego miasta, chociaż do Warszawy koniecznie wrócić muszę. Zabrakło mi tylko sił na przytarganie do stolicy Fantomu bólu Hanny Krall, ale nadrobiłam to dziś w Krakowie. Spotkanie było cudowne. 

Dziekuję Ani za towarzystwo, wytrzymałe nóżki, odporność na hałas zza okna i uśmiech :)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger