Inspiracje z podróży: Nowa Huta

Póki nie ruszyłam w kolejną wyprawę w świat - a nawet nie wiem czy taka się zanosi, postanowiłam przypomieć sobie wędrówkę po jednym ciekawym miejscu:Nowa Huta. I nie zastanawiając się czy jest to część Krakowa, czy jednak Nowa Huta wolne miasto skupiłam się na jej urokach. Jeśli chodzi o doznania kulinarne to jednak było ich mniej niż tych wizualnych i zdecydowanie Huta powinna rozszerzyć się o kilka lokali gastronomicznych. Na szczęscie rekompensata w postaci czołgu, Placu Centralnego, wspaniałego odpoczynku na Alejach Róż, cudnych Łąk Nowochuckich, zalewu, łagodzi pustkę w żołądku. Chociaż nie jest tak źle z kawą czy ciachem, ale o tym niżej. 


Całą Hutę przeszłam pieszo. Wszerz i wzdłuż. Na Kopiec Wandy, pod Kombinat, na Zalew i na Plac centralny. Tak najlepiej zwiedzać miejsca. Bo chociaż nie ma tam kamienic, do których ukradkiem się przemycam by zobaczyć jak wyglądają krakowskie podwórka, to jednak warto jest zaobserwować wszystko z pozycji piechura. 




Historia tego miejsca zawsze mnie fascynowała, jak cała architektura wczesnego komunizmu w Polsce. Monumentalne budynki, betonowe konstrukcje, przestrzeń. Warto przejśc się także w boczne uliczki, do klasztoru w Mogile, zajrzeć do Kościoła św. Bartłomieja, poleżeć na trawie przy nowochuckim zalewie. 








Tak więc co warto zjeść w Hucie? Przede wszystkim nie możecie ominąć kawiarni Stylowej. Na Alejach Róż, kryje się klimat XX wieku. Kiedy byłam tam po raz pierwszy akurat trwała potańcówka 50 plus, starszy pan grał na keybordzie a tapirowana pani śpiewała szlagiery, do któych ochoczo tańczyło kilka par. Szybko okazało się, że razem z koleżanką stanowimy konkurencję wyrywania do parkietu więc postanowiłyśmy po wypiciu piwa wrócić tam w inny dzień.

Po jakimś czasie w niedzielne południe postanowiłam tam zjeść prawdziwy polski obiad: schabowy z ziemniakami i kapustą. I nie ukrywam, że był pyszny. Dobre piwko, świetne jedzenie, niesamowity klimat, eleganccy i uprzejmi kelnerzy, czego chcieć więcej? 




Przy łąkach otworzono Łancafe, gdzie możecie zjeść rewelacyjne ciacho i w upalne dni posiedzieć na trawie i schłodzić się lemoniadą, którą polecam z całego serca. Obok wpaść na wystawę do Nowohuckiego Centrum Kultury, albo na jakiś koncert. Jedno jest pewne, nie będziecie się tam nudzili. 




Nie musisz jechać daleko, żeby zobaczyć coś pięknego. Czasem ciekawe miejsca są na wyciągnięcie ręki. Chyba muszę pomyśleć o przeprowadzce. A na razie się zastanawiam, czy jest coś charakterystycznego co mogłabym przygotować w swojej kuchni, co smakiem pasowałoby do Nowej Huty!

2 komentarze:

  1. Przede wszystkim powinnaś była wpaść Na Lotnisko ;) Co do smaków... coś z PRLu by się przydało. A może jakiś bigos by koleżanka ugotowała i go jakoś uegzotyczniła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bigos będzie jak temperatura w mojej kuchni przestanie przypominać Mordor :)

      Usuń

Copyright © 2014 Jem... Jemy! , Blogger